Słonina mojego Dziadka Olesia
Najtrudniejsze okazało się zdobycie świeżej słoniny o grubości minimum 5cm, co w dzisiejszych czasach nie jest proste.
Z pomocą pracującego u mnie kolegi udało się kupić na wsi słoninę ze świnki karmionej „po staremu” ziemniakami – tłustej jak należy.
Postarałem się również o kuferek z bukowego drewna (dziadek miał taki chyba dębowy), który zrobił nam zaprzyjaźniony stolarz – bez żadnego kleju, czy lakieru, tak żeby można było używać go do kontaktu z jedzeniem.
Teraz do rzeczy. Surową słoninę natarłem grubo mieszanką:
Ostrej papryki
Słodkiej papryki
Mielonego grubo pieprzu
Potłuczonego Ziela angielskiego
Suszonego czosnku (bałem się, że świeży może sfermentować)
Pokruszonymi listkami laurowymi
I poukładałem w bukowej skrzyni na grubej warstwie NIEJODOWANEJ soli, przesypując kolejne warstwy słoniny dość grubo solą i na wierzch również sypiąc jej sporo. Całość stoi w chłodnym suchym miejscu (magazyn u mnie w firmie) i będę co jakiś czas zaglądał i przekładał słoninkę, żeby się równomiernie zapeklowała.
Teraz już zostało tylko czekać minimum 4 tygodnie, a tak zasolona słonina może być przechowywana miesiącami.
Jak przyjdzie czas, to kawałek opłukany z nadmiaru soli pokroimy w cieniutkie plasterki, do tego komiśniak od Kubiaka lub inny dobry chleb, kwaszone pomidory, cebula, dobra kompania i litr zimnej wódeczki?
Powinno być pysznie!!!
Pozdrawiam serdecznie, Piotr