Trzy tygodnie temu nasze Gordony przeszły chrzest na swoim pierwszym polowaniu na kaczki. Gospodarzem łowów było koło z Obornik Śląskich, goście z wołowskiego koła łowieckiego i ja z MANIANĄ i RESETEM. Okolice Chodlewka i Bagna były na nas sprzyjające - zarówno pogoda jak i ptactwo dopisały. Do pomocy szesnastu myśliwym przypadły oprócz Gordonów jeszcze dwa doświadczone Goldeny - pięknie aportujące z wody, moje szkoty nie podniosły żadnego pióra natomiast odwaliły kawał dobrej roboty podnosząc kaczki z naprawdę gęstych trzcin rosnących na wszystkich pięciu strzelanych łowiskach. MANIANA - czego się spodziewałem - współpracowała z obcymi ludźmi. Natomiast RESET jak to on, ja krok do tyłu a ten już przy mnie. Suka podbiła serca wszystkich niezłomnym przeszukiwaniem łowisk, na co RESETowi nie wystarczyło kondycji - trzecie jezioro go zmogło i dokończył je na łódce.
W sumie w pokocie było około 50 sztuk krzyżówek z czego 36 na ostatku w Bagnie, położonych przez dwunastkę, która wytrwała do końca polowania. Fantastyczną nagrodą za nasze trudy przy płoszeniu okazały się cztery sztuki podarowane na koniec.
Natomiast w ostatnią niedzielę byliśmy zaproszeni na indywidulne polowanie - rotacyjnie z pięcioma myśliwymi (taki mały objazd okolicznych łowisk). Pojechałem tylko z RESETem gdyż MANIAK dostała cieczki. Łowy te były doprawdy dużym przełomem dla Gordona - podnoszenie pióra z wody z pięknym aportem. Ponadto wyciągnięcie z chaszczy lochy i odyńca, a było to tak: wchodzimy na małe łowisko w okolicy Skokowej z uprzedzeniem przez prowadzącego, że mogą być dziki. Po wejściu dwójki strzelających na pozycje spuściłem RESETa ze smyczy. Natychmiast poszedł pełnym biegiem w nadbrzeżne zarośla - ja za nim. Trzcina gęsta jak cholera - widoczność góra na dwa metry - mało co się nie przewróciłem na Gordonie zamurowanym w stójce. Od razu zawołałem, że mam przed sobą po lewej w odległości 10 do 15 metrów dzika. Po otrzymaniu zgody na gon i komendzie WEŹ, RESET poszedł do przodu i po króciutkiej chwili zaczął głosić obecność grubej zwierzyny doskonale słyszalną w jego doniosłym basie. Szkoda tylko, że pomimo posiadanej zgody na odstrzał moi towarzysze nie zabrali grubej amunicji - na jednego wyszła locha, a na drugiego odyniec. Co prawda na tym łowisku nic nie zostało położone natomiast emocje były NR1. Wracając na moment do jeziora w Skokowej - niech je ... - doprawdy ciężkie dla płochaczy trzcina jest tam tak gęsta, że można ją kłasć przed sobą i iść jak po dywanie.
Darz Bór!
Alek Drozd